Nasze szpitalne tournee trwa. Dwa tygodnie temu wróciliśmy z Otwocka, byliśmy niedawno na konsultacjach ortopedycznych u dwóch lekarzy - ponoć najlepszych w Krakowie. Ich diagnozy się wzajemnie wykluczają.
Jeden twierdzi, że Jaś na pewno ma kręgosłup wyżarty przez gronkowca. Drugi, że na jego oko to musi być wada wrodzona. Pierwszy nie mógł wyjść z szoku, że Jaś przeżył trzy sepsy. Powiedział, że rzadko się zdarza, by ktoś (a już w ogóle wcześniak) przeżył dwie, a o takim, który przeżył trzy posocznice, to w Polsce nie słyszał, natomiast takie zmiany w kręgosłupie wywołane przez gronkowca widział jedynie na sekcjach zwłok. Ogólny wniosek wysunięty przez tego lekarza jest taki: to CUD, że Jasiek żyje i jest w tak dobrej formie. Przy tej okazji pragnę Wam jeszcze raz podziękować za modlitwę w Jasia intencji, bo autentycznie zdarzyło się coś, co nie miało szans się zdarzyć.
Drugi z lekarzy utrzymuje natomiast, że gdyby to był stan zapalny po gronkowcu, to zmiany byłyby o wiele większe i poważniejsze.
Obaj są zgodni w jednym - należy robić dalsze badania, co dla nas oznacza wbijanie wenflonu (nie wiem czy da się kolejnym razem wbić Jasiowi wenflon, a tak się bardzo boję wejścia centralnego, bo często się łapie przy nim infekcje) oraz głodzenie i usypianie Jasia, co też jest niebezpieczne w pewnym stopniu.
Pierwszy lekarz zlecił nam wykonanie scyntygrafii znaczonymi leukocytami w celu przekonania się, czy Jaś ma stany zapalne w kręgosłupie, co da się wykonać jedynie w CZD w Warszawie. Drugi wysyła nas na scyntygrafię kości do Prokocimia. Zdaniem pani dyrektor Pracowni Badań Scyntygraficznych i Terapii Izotopowej CZD najlepiej zrobić obie scyntygrafie, a dodatkowo jeszcze tomograf :( Wiem, że w porównaniu do poprzednich trosk o Jasia zdrowie obawy dotyczące przeprowadzenia tych badań są mało znaczące, ale jednak bardzo się stresuję każdą wizytą w szpitalu, każdym badaniem, usypianiem, kłuciem. Chciałabym, żeby to się w końcu dobrze rozwiązało, żeby wyniki były dobre, żeby Jaś miał wreszcie spokój i mógł zapomnieć o tym, że biały fartuch równa się nieszczęście.
Wbrew tytułowi tego posta mam wielki szacunek do lekarzy i jestem im ogromnie wdzięczna za pomoc, którą nam udzielili, ale dawniej myślałam, że jak się pójdzie do dobrego specjalisty, to on będzie WIEDZIAŁ na pewno co zrobić z danym fantem. Nie sądziłam, że tak wiele w medycynie jest niewiadomych, przypuszczeń, znaków zapytania. No ale cóż, nie ma co narzekać, Jaś jest super chłopakiem, najważniejsze, że żyje, że jest zadowolony, ładnie się rozwija i najgorsze ma za sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz