poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Bardzo Zakatarzona Bardzo Głodna Gąsienica

Tęskniliście za mną troszkę?



Zaatakował nas niedawno Pan Katar. Mnie opuścił całkiem szybko, bo po przysłowiowym tygodniu, natomiast u Jaśka trzymał się dzielnie i zdążył wyhodować sobie kolegę, Pana Suchego Kaszla. Pokrzyżowali nam oni plany na długi weekend, jednak nie martwiliśmy się tą zmianą planów tak bardzo (co się odwlecze, to nie uciecze). Ja, nauczona poprzednimi wydarzeniami, przy każdej dolegliwości Jasia doszukuję się symptomów ciężkiej choroby. Tak było i tym razem. Panowie Katar i Suchy Kaszel to dla mnie zwiastuny niechybnego zapalenia płuc i dwutygodniowych "wczasów" w Prokocimiu. Na szczęście nasza lekarka pomogła nam wygrać walkę z nieproszonymi gośćmi i Jaś jest od wczoraj praktycznie zdrowy. No i super, bo w taką pogodę chorować jest wyjątkowo przykro. Pozdrawiamy Was trzydziestostopniowo, czyli bardzo, bardzo ciepło :)




Udaję, że śpię, żeby mi nie odciągali kataru odkurzaczem. Co to za pomysły są w ogóle?!

The Very Hungry Caterpillar (czyli jak rodzice potrafią zrobić z człowieka pośmiewisko).

Pierwszy spacer w krótkim rękawku i krótkich spodenkach...

... co za wiekopomna chwila! Zaznaczcie tę datę w kalendarzu,  bo za rok spodziewam się dostać od Was kartkę z powinszowaniami z okazji okrągłej pierwszej rocznicy tego wydarzenia ;)



czwartek, 19 kwietnia 2012

Siad!

Dzisiaj podzielę się z Wami tajnikami sztuki siadania.

Jesteście gotowi? Bo ja chyba nie...

No więc chwytacie się mamy i podciągacie się do góry.

Ojej, to chyba już! Siedzę!!

Mamo, tylko mnie nie puszczaj!

Jak widzicie na załączonych obrazkach, siadanie jest dziecinnie proste.

Przynajmniej dla mnie...

Nie wiem jak dla Was, hehehe ;)

Ale zaraz zaraz, co się dzieje? Dlaczego świat wiruje?!
O nie, to nie jest śmieszne, muszę się ratować!
Spadaaaaaaaaam!

O, jakaś noga, złapię się jej.

Uff, w ostatniej chwili się uratowałem!

Ślady krwi (dyniowej) świadczą o wysiłku, jaki włożyłem w walkę z grawitacją.

Kurczę, co poszło nie tak? Gdzie popełniłem błąd?

Musze się odstresować.

Morał z tej historii jest nie byle jaki: każdemu czasem świat wywraca się do góry nogami.
Dobrze wtedy mieć kogoś, kto wyciągnie do Was pomocną... nogę ;)

W kolejnej odsłonie nauczę Was stać na jednej nodze.
W powietrzu.

Hurra x 2 c.d.

Mimo że skierowanie się nie znalazło, to na szczęście Pani docent już przyszła do szpitala i wypisała nam nowe skierowanie. Zdążyliśmy w ostatniej chwili. Anestezjolodzy byli bardzo mili, zaprosili nas do pokoju z tą kosmiczną maszyną i gdy już wstrzykiwali Jasiowi kontrast i środek usypiający, okzało się, że wenflon nie działa! Już chcieli nas odsyłać, ale pielęgniarka zmieniła strzykawkę na mniejszą i udało się. Oczywiście zdążyli mnie nastraszyć, że jeżeli kontrast wejdzie poza żyłę, to będzie bardzo niedobrze.
Jasiek chwilę pomarudził, lecz szybko zaczął narzekać coraz ciszej i ciszej, aż w końcu odpłynął w rajską dziedzinę ułudy, zapakowali go w kosmodromie do rakiety i wio! Odgłosy pracującego rezonansu są dość przerażające: są to różne, rytmiczne dźwięki, włączające się naprzemiennie, a każdy z nich brzmi jak alarm ostrzegający przed rychłym wybuchem maszyny.
Badanie trwało jakieś 30 minut, a gdy się skończyło, zaczął się koncert! Jaś wrzeszczał z całych sił; było mu pewnie niedobrze po środku usypiającym, a dodatkowo nie jadł już od ośmiu godzin. Niestety w pośpiechu nie zabrałam mu smoczka, więc nie dało się go niczym oszukać, a jeść mógł dopiero za półtorej godziny. Lekarze i pacjenci mieli wyraźnie dość Jasiowych krzyków, jednak byli na nie skazani, bo nie mogliśmy sami pójść na oddział, musieliśmy czekać na pielęgniarkę, która nie nadchodziła mimo kilku popędzających ją telefonów.
W końcu przyszła po 45 minutach. W rezonansie nas na pewno zdążyli znienawidzić, mnie popłynęły z tej bezsilności łzy z oczu. Pielęgniarka zapytała mnie: "a mama dlaczego płacze?" Odpowiedziałam jej, że bardzo długo trzeba było na nią czekać, więc ona zaczęła mi opowiadać dlaczego to tak długo trwało. Potem zapytałam jeszcze o co chodziło z tym tajemniczym zniknięciem skierowania, cały czas podkreślając, że wiem, że to nie jest jej wina itd. Rozmowa nam upływała w miłej atmosferze, dlatego wspomniałam, że jej koleżanki często przekręcają nasze nazwisko, co wydaje mi się bardzo dziwne, bo przecież pochodzi od rzeczownika pospolitego. Jaś figurował już na oddziale jako: Jan Kulczyński, Jan Kulczewski, Jan Kluczyński, Jan Kluczkowski, a w dniu rezonansu nawet jako Jan Klucznik! Szkoda, że nie Gerwazy. Ja cały czas musiałam pilnować, żeby dobrze wpisywały to nazwisko, bo potem mogłyby wyniknąć problemy z odebraniem badań itd.
Gdy doszłyśmy na oddział, Jaś już spał. Po ponad godzinie obudził się i zjadł prawie 300 ml mleka. Kiedy szłam umyć butelkę zaczepiła mnie siostra oddziałowa z pretensjami dlaczego wyładowuję się na pielęgniarce. Na nic nie zdały się moje tłumaczenia, dla nich byłam agresywną furiatką, która się wyżywa na ludziach. So sweet. Zszokowana nagłym atakiem przedstawiłam swoją wersję wydarzeń, ale oczywiście niczego to nie zmieniło.
Na pocieszenie dostałam cztery wspaniałe informacje, które składają się na jedno tytułowe hurra:
1. Jaś ma dobre wyniki morfologii
2. Odstawiają Jasiowi antybiotyk i inne leki
3. Szpital otrzymał pełne wyniki badań DNA z Francji (dwa miesiące po tym, jak dostała je Asia) i Jaś nie ma żadnego defektu
4. Już nie musimy przychodzić na comiesięczne kontrole na oddział! Wyrzucili nas stamtąd, co za szczęście!!!

Drugie hurra z tytułu to wiadomość, że w Jaśkowej głowie jest poukładane jak należy, rezonans wyszedł prawidłowo!!! Wheeeee!

Nasz Jaś jest zdrowy, healthy, gesund (dla Ani po rusku: my som zdrowe ;)).
Pozostało nam jeszcze parę mniejszych problemów zdrowotnych do rozwiązania. Jeśli nie macie dużej styczności ze starszymi paniami koczującymi w kolejkach do lekarzy i brakuje Wam opowieści o tym, co gdzie boli i jak to się leczy, to zapraszam na kolejne newsy z życia Jasia - nie zabraknie informacji na temat różnych ciekawych dolegliwości. Co prawda nie będą już tak spektakularne (daj Bóg), ale myślę, że dla prawdziwych i wiernych fanów Janka Franka (a wiemy o kilku) nie stanowi to przeszkody i będą nas odwiedzać żądni kolejnych wieści.


...


Myśleliście, że zapomniałam o zdjęciach? Nic z tych rzeczy. Spodziewajcie się wkrótce całej sterty sfotczonego Jaśkowego oblicza!

Hurra x 2

W poniedziałek i wtorek byliśmy z Jasiem w szpitalu. W pierwszy dzień pobytu, poza pobraniem Jasiowi krwi do badań, nic specjalnego się nie działo, jednak pobyt w USD jest zawsze dla mnie takim silnym przeżyciem, że stresowałam się nim na kilka dni w przód. Podczas wizyty w Prokocimiu mieszają się różne przykre obrazy: wspomnienia z wcześniejszych pobytów, organizacja mleczno-laktatorowa, komunikacja z często bardzo niemiłymi pielęgniarkami, małe przestrzenie, spanie na krześle, toalety kilka pięter niżej, dużo ludzi, wiele bardzo ciężko chorych dzieci, które płaczą i straszą swym płaczem inne dzieci, które zaczynają wtedy płakać i następuje efekt domino, stres związany z cierpieniem Jasia podczas zabiegów medycznych oraz nerwowe oczekiwanie na wyniki. Tak było również tym razem. Zostaliśmy w szpitalu na noc, ponieważ we wtorek z samego rana Jasiek miał robiony rezonans magnetyczny głowy (z powodu powiększonej ilości płynu mózgowo-rdzeniowego, która została wykryta na USG). Jaś musiał być na czczo, więc ostatni posiłek zjadł o 2 w nocy. O 8:30 pobiegliśmy (dosłownie!) na rezonans. Pani z rezonansu zadzwoniła o 8:29, że mamy natychmiast się pojawić u nich na oddziale, a ten oddział znajduje się jakieś 5 minut drogi z oddziału immunologicznego. Pielęgniarka odpięła Jasia od kroplówki, a ja zdążyłam jedynie przebrać Jasiowi pieluchę i ubranko na na takie, które nie zawiera w sobie metalowych elementów, i pognaliśmy na rezonans. Na miejscu okazało się, że nie mamy skierowania na badanie. Na nasze miejsce wszedł więc chłopiec, który miał mieć robione badanie po Jasiu, pielęgniarka pobiegła na oddział w poszukiwaniu zaginionego skierowania, a ja zostałam z wygłodniałym stworem i sympatyczną rejestratorką, która uprzejmie poinformowała mnie, że jeśli do 30 minut nie znajdzie się to skierowanie, to Jasiowi przepadnie termin, a następny będzie pod koniec czerwca (jupii).
c.d.n.

piątek, 13 kwietnia 2012

Nowe wieści




We wtorek byliśmy na badaniu słuchu i na szczęście Jaśko słyszy - that's official! ;) Na oba ucha. Jaś podczas badania w pokoju wypełnionym styropianowymi kolcami zachowywał się bardzo grzecznie i właściwie podobało mu się tam.
W czwartek byliśmy na kolejnym spotkaniu z rehabilitantką i powoli uczymy się siadać. Niestety musimy nadal bardzo uważać na to, w jaki sposób się obchodzimy z Jasiem. Nie możemy go tak po prostu podnosić albo sadzać, wszystko musimy wykonywać w taki sposób, by go nie pionizować i nie obciążać kręgosłupa. Po każdej sesji rehabilitacyjnej siedzę z aparatem w dłoni i odtwarzam ćwiczenia, rysuję je sobie na kartce i opisuję, a potem męczę się razem z Jasiem w tych wymyślnych pozach. Odkąd Jaś zaczął trzymać główkę, to, wstyd się przyznać, prawie przestałam z nim ćwiczyć. Myślałam, że można go już traktować jak zazwyczaj się traktuje dzieci - podnosić do siadu, nosić w pionie - i tak też robiłam. Niestety pani rehabilitantka od razu to zauważyła po tym, jak Jaś wygląda. Wróciła  mu asymetria :( Tak więc od dziś znów ćwiczymy pełną parą i mam nadzieję, że za dwa tygodnie nie będzie śladu po tym skrzywieniu postawy i dostaniemy same pochwały :)
A po weekendzie czeka nas dwudniowa wizyta w szpitalu :(( Jaś będzie miał pobieraną morfologię, konsultację z lekarzem rehabilitacji i rezonans magnetyczny głowy, do którego będzie usypiany. Brrr.





środa, 4 kwietnia 2012

Ząb zupa dąb zupa dąb

Ostatnie dni są dla Jasia wyjątkowo nieprzyjemne. Pozwala nam doświadczyć jak to jest mieć prawdziwe dziecko, bo do tej pory był tak grzecznym i radosnym aniołkiem, że opieka nad nim była czystą przyjemnością. Te piękne chwile dobiegły końca - Jaśkowi idą zęby. Zaczęło się od ładowania rąk do buzi, aż dookoła ust powstała czerwona otoczka, jakby pomalował się pomadką nie używając lusterka. Równocześnie pojawiła się ślina, duuużo śliny. Teraz już nie pomaga ani masaż dziąseł paluszkami, ani ślinienie się - Jaś wpada kilka razy dziennie (i nocnie) w rozpacz i widzę jak męczą go te przebrzydłe zębiska. Niechże wyrżną się jak najszybciej!








Ja sobie jakoś poradzę, ale ze zgrozą myślę o ślimakach - mają ok. 25000 zębów!




Spacerologia


Nasz Janek zaczął niedawno studiować zupełnie nową dziedzinę wiedzy: spacerologię. Ma już za sobą kilka godzin praktyk i w miarę zgłębiania tajników otaczającego świata studiowanie podoba mu się coraz bardziej. Wykładowczyni, Pani Przyroda, nie zraża się tym, że jej wierny student zasypia dwie minuty po rozpoczęciu zajęć. Jako doświadczony pedagog wie, że Jaś zapada w sen ponieważ jest oszołomiony niezwykłością i pięknem nauczanego przez nią przedmiotu. Myliłby się jednak ten, kto myślałby, że podczas snu Jaś nie przyswaja nowych wiadomości! Na wpół świadomy wdycha świeże powietrze, czuje chłód wiatru na policzkach i ciepło promieni słonecznych, słyszy świergot skowronków i, co lubi najbardziej, podskakuje w swoim małym porsche cabrio na trawiasto-kamienistych wybojach. Ponadto, w ciągu tych dwóch minut przed zaśnięciem Jaś podziwia drzewa, niebo i okoliczne pagórki. No ale szkoda czasu na pisanie, skoro pogoda taka ładna! Idziemy na kolejne wykłady ze spacerologii i Wam radzimy to samo :)


Sądząc po moim skafandrze a la Pi & Sigma, lecimy dzisiaj w kosmos!


poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Elastaza

Mamy kolejne dobre wieści: po zbadaniu poziomu elastazy w stolcu dowiedzieliśmy się, że Jaś nie ma chorej trzustki (nawracające zakażenia aureusem mogą świadczyć o dysfunkcji tego narządu). Jak pisałam wcześniej, badanie to przeprowadzane jest bardzo rzadko (co 4 miesiące) i w Krakowie tylko w jednym szpitalu. Tydzień temu zadzwoniłam do tego szpitala, żeby zapytać o możliwość zrobienia tego badania i dowiedziałam się, że albo dowieziemy próbkę Jaśkowej kupy do 7:45 następnego dnia, albo będziemy musieli czekać na kolejne wykonywanie badań 4 miesiące. Bardzo kibicowaliśmy Jasiowi, żeby wydusił z siebie materiał do badań i na szczęście udało się. Zawieźliśmy próbkę i już na drugi dzień otrzymałam mailem wyniki: elastaza >500 ug/g kału przy normie >=200 ug/g. Nie podano żadnej górnej granicy normy, więc dla pewności popytałam kilku lekarzy o opinię czy Jasia wynik jest ok. To badanie jest na tyle niespotykane, że z głowy nikt nie potrafił mi powiedzieć (nawet laborantka w szpitalu na Strzeleckiej zdziwiła się, że w ogóle przeprowadza się u nich takie badanie, bo nie rejestrowała go ani raz pracując tam kilkanaście lat). Na szczęście okazało się, że wynik powyżej 500 ug jest prawidłowy.


I po co tyle badań? Przecież ja jestem już zdrowy!