poniedziałek, 26 listopada 2012

Śpiewać każdy może!

Janek może i nie chodzi samodzielnie, może nie woła, kiedy chce siku, nie je sam łyżką (a tym bardziej innymi sztućcami), nie gra na klawesynie i nie lata na paralotni, ale za to śpiewa!
Zorientowałam się, że Janek posiada tę umiejętność zupełnie przypadkowo.
Otóż Jaś dostał w prezencie pianinko, które jest jednocześnie psem i konsolą dyskdżokeja (czego to ludzie nie wymyślą). Jaś bardzo lubi tę zabawkę i często sobie puszcza piosenki, do których tańczy. Nie wszystkie utwory lubi, tak więc przyciska zawzięcie psi nosek i sprawnie przełącza te piosenki, które go nudzą, a zostawia tylko najlepsze hity. Gdy puścił raz polską wariację na temat znanej brytyjskiej kołysanki Twinkle, Twinkle, Little Star, po czym zanucił końcówkę tej piosenki, wprawił mnie w osłupienie. Ta końcówka jest nieco charakterystyczna (żeby nie powiedzieć: irytująca), bo wykonawczyni bardzo moduluje głos i pyta małej gwiazdki: jAAAk ci tAAAM? A Janek najwidoczniej uwielbia ten fragment, bo potrafi go odtworzyć w sposób absolutnie identyczny.
No cóż, rośnie nam godny następca Kiepury, a nawet Sinatry! Czas zainwestować w fortepian z prawdziwego zdarzenia... albo chociaż w trójkąt :)

Kliknijcie TUTAJ, żeby usłyszeć pierwszy koncert Jana.

sobota, 24 listopada 2012

A Avio Marin można dopiero od trzech lat!

Pewnie nie wszyscy z Was wiedzą, że mam okropną chorobę lokomocyjną.

Mogę jeździć samochodem tylko, kiedy śpię. Gdy jadę "na trzeźwo", zawsze kończy się to tak samo.

Świat wiruje w koło, robi mi się gorąco, oblewa mnie zimny pot i...
nagle całe auto jest zabrudzone prawie strawionym mlekiem.

Dlatego też muszę ćwiczyć błędnik - najlepiej z kumplem na huśtawkach.

A gdy to ćwiczenie nie pomoże, to zmienię środek transportu na fajniejszy.
p.s. sorry Rafał, wiem, że bryk i dziewczyn się nie pożycza,
ale nie mogłem się oprzeć i pojeździłem sobie na Twoim rowerku gdy spałeś :)

Ale nie gniewaj się, stary!

Choćby przez wzgląd na nasze wspólne zabawy.

Jeśli jednak masz mi to ciągle za złe...

... z chęcią Cię przekonam, żebyś zmienił zdanie podczas wspólnej przejażdżki (Twoim) samochodem!
To jak, zgoda czy jedziem?

środa, 21 listopada 2012

Janek w pomidorowym sosie na szczycie szklanej góry

To podobno typowe dla rozwoju wcześniaków: długi czas maluszek nie robi nic, a potem nagle wszystko, po tysiąc razy i jednocześnie. Tak było u Jasia z podnoszeniem główki, z siadaniem, tak jest też z ogólnie pojętym rozumieniem świata widzianego :)
W ciągu tygodnia Janek opanował szereg nowych umiejętności, które zostały udokumentowane na kilku krótkich filmach. Muszę przyznać, że nagrywając te filmiki, czułam się jak treser fok (pokaż to, zrób tamto, dobry zwierz, masz rybkę w nagrodę). Stale nasuwał mi się także na myśl wiersz Brzechwy "Na Wyspach Bergamutach", o którym już napomknęłam w temacie posta. Szczególnie pasują tu poniższe wersy:

Uczone są łososie
W pomidorowym sosie
I tresowane szczury
Na szczycie szklanej góry

Jeżeli chcecie zobaczyć Pierwszego Człowieko-łososio-szczura RP, zapraszam na seans!

Pierwszy filmik przedstawia takie oto nowe umiejętności Jasia:
- pokazywanie gdzie jest oczko
- bujanie się w rytm muzyki
- robienie KOSI-KOSI (oh yeah!!! Chciałoby się zaśpiewać TĘ PIOSENKĘ), znanego również jako "brawo" - nareszcie Jaś może udać się do teatru lub filharmonii. Nowo nabyta umiejętność klaskania przyda się również podczas lądowania samolotem z rodakami na pokładzie, którzy gromkimi brawami nagradzają pilota za wylądowanie, jakby co najmniej dokonał on tego na rzece Hudson z zapalonym silnikiem i oderwanym skrzydłem.
- pokazywanie, że czegoś nie ma
FILM 1

Drugi filmik przedstawia takie oto nowe umiejętności Jasia:
- stanie i chodzenie przy pudle
- puszczanie się pudła i samodzielne stanie (podczas tresury odbywa się to na komendę SAM)
- schodzenie "nóżkami w dół" z parapetu
- pokazywanie palcem co chce dostać
- rozśmieszanie za pomocą marszczenia nosa i robienia zwariowanej miny (tzw. miny faceta z ulicy)
FILM 2

Trzeci filmik przedstawia takie oto nowe umiejętności Jasia:
- pokazywanie gdzie jest lampa (na tym tle Jaś ma prawdziwą obsesję, ale z tego co wiemy, u jego znajomych jest podobnie, więc po prostu "ten typ tak ma")
- imitowanie odgłosów zwierząt (na razie jest to krówka i jej "buuuu" - Janek nie wymawia 'm' - oraz nieudana próba wymuszenia na tresowanym okazie wytworzenia odgłosu konika - okaz był zbyt zajęty surfowaniem po internecie, żeby wykonać trik)
FILM 3

Czwart filmik przedstawia takie oto nowe umiejętności Jasia:
- pokazywanie gdzie jest kółko
- imitowanie odgłosu konika, tym razem udało się!
FILM 4

Oczywiście za każdym razem, gdy Jasiowi uda się wykonać którąś czynność z wyżej wymienionych, natychmiast są oklaski, zachwyty, kwiaty i bombonierki, a sam Janek chyba ma wrażenie, że jest geniuszem niespotykanym na skalę światową, bo podczas wykonywania tychże czynności rozpiera go niesamowita duma i zawsze z wytężonym słuchem i wzrokiem czeka na (zasłużone) aplauz i podziw w naszych oczach.

Ja nie wiem czy taka tresura to jest zgodna z prawem...

... muszę przestudiować Konwencję ONZ o prawach dziecka.
Jeśli okaże się, że moi rodzice nie stosują się do któregoś z artykułu i łamią moje prawa...

... zażądam od nich rekompensaty w wysokości 100 (słownie: stu) nowych zabawek nie wyprodukowanych w Chinach oraz talonu na pikantne obiady dorosłych, obowiązującego przez co najmniej 1 (słownie: jeden) miesiąc.

piątek, 16 listopada 2012

Halołin

Ooo, co za niecodzienny widok - czyżby tata gotował?

Chyba nie! Bliżej niż do Makłowicza jest mu do neurochirurga!

A kto ma w głowie pomarańczowe trociny?

DYNIA! 

Jeszcze małe poprawki dentystyczne i...

... łudzące podobieństwo osiągnięte!


Tata zrobił nam nową zabawkę - Jacka-o'-lanterna.

Tylko co można zrobić z taką  potworną dynią?

Mam nadzieję, że jej wnętrzności zostaną przetransformowane w jakieś pyszne ciasto.

Tak na marginesie - tylko nie posądzajcie nas o szerzenie praktyk okultystycznych!


Ta dynia ma całkiem sympatyczny uśmiech!

Chyba widziałem u kogoś podobny!

Ojej, mogę ją pogłaskać po oskalpowanej głowie!

I już się jej nie boję!

Natomiast te kwiatki mnie przerażają!

Mamo, weź stąd te upiornie upiorne, żółte kolce!

Fuuuj!

A jak one mnie skaleczą?

Boję się, nie dotknę ich przenigdy!

Chociaż w sumie... Raz kozie śmierć!

Dyni też się bałem, zupełnie niepotrzebnie.

Strach ma wielkie oczy. I szczerbaty uśmiech!

czwartek, 15 listopada 2012

Jesienny Jasień

Pewnego jesiennego dnia...

... gdy niebo było bezchmurne, a liście na drzewach bajecznie kolorowe...

... wybraliśmy się z rodzicami na spacer do Doliny Wodącej.

Mama zabawiała mnie na różne sposoby.

Wzięła mnie nawet na barana!

Jednak ja nie chciałem wykonywać żadnych męczących, małpich figli.

"Daj spokój, mamo, w moim wieku to nie przystoi!" - mówiłem.

"Ludzie patrzą, połóż mnie na ziemię!"

Na szczęście posłuchała mnie.

I wpadłem z deszczu pod rynnę! Zaczęła mi opowiadać o drzewach, liściach, słońcu - nuuudy!

Gdy mama była pochłonięta prowadzeniem wywodu na tematy przyrodnicze,
ja niepostrzeżenie wyjąłem z kieszonki smokofilomidanka, zamknąłem oczęta...

...a ostatnie, co pamiętam, to ten jesienny obraz nieba i drzew.

Chrapu-chrapu-chrap :)

Uwielbiamy jesień!
 I nie tylko dlatego, że cała nasza rodzinka obchodzi wtedy urodziny i wszelkie rocznice :)

czwartek, 1 listopada 2012

Sursum Corda!


Dzieńdoberek,

byliśmy wczoraj u kardiologa. Pan profesor stwierdził, że Jaś ma zbyt krótki czas PQ i że jest to wada wrodzona. Mój mały rozumek zrozumiał z tego tyle, że Jasia serduszko ma trochę za dużo połączeń nerwowych i gdy one się uaktywnią (a nigdy nie wiadomo, kiedy to się stanie i czy się w ogóle stanie), to może mdleć albo być bardzo płaczliwy. W takiej sytuacji należy sprawdzić, czy jego serce bije jak u kolibra. Jeśli okaże się, że dudni jak szalone, to fruuu do szpitala. Może tak wytrzymać od kilkunastu do kilkudziesięciu godzin. Aha - i nie ma na to leków, ewentualnie zabieg, ale na takim maluszku to oczywiście nic nie wiadomo i nie za wiele można i blablabla. Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko mieć nadzieję, że się te połączenia jakoś rozpadną i nie zaktywizują i nie będziemy musieli nic z tym robić.

Z przykrością ogłaszamy z Jasiem przerwę (bez obaw, nie aż tak dużą jak diastema między Jaśkowymi górnymi jedynkami) w nadawaniu na naszej blogostacji od dziś do 14 listopada, jednak po tej magicznej dacie obiecujemy zamieścić fascynujące wpisy m.in. na temat Hallowe'en, złotej polskiej jesieni i wiele innych! Przerwa jest spowodowana pewną pracą, którą mama, jak w "Rzepce" Tuwima - pisze i pisze, napisać nie może!
Pozdrawiamy ciepło!


P.S. Drobne sprostowanie od taty Jasia: Z tym zabiegiem to nie do końca tak że dzidzio małe i nic ni można. Chodzi bardziej o to że żeby cokolwiek leczyć to trzeba mieć 100% gwarancji że szybkoskurcz (częstoskurcz?) występuje (sam skrócony czas PQ mówi tylko o takiej możliwości). Trzeb zatem założyć holter na min 24h i liczyć że w tym czasie wystąpi samoczynnie tętno np 200/min. Prawdopodobieństwo jest nikłe więc na razie Pan profesor zalecił obserwacje i unikanie leków z pseudoefedryną i innymi składnikami zwiększającymi tętno. A co do samych zabiegów to wykonuje się takowe i polegają one na lokalnym zamrażaniu lub rozgrzewaniu tych połączeń nerwowych.

Przy okazji Pan profesor wykonał też Jasiowi echo serca z którego wynika że anatomicznie wszystko jest OK. Także podsumowując... sursum corda! :)