wtorek, 25 września 2012

Ranny Jasień

Zanim wyjaśnię, skąd ten tytuł posta, zdam relację z zeszłotygodniowej wizyty u ortopedy nr 2. Pan doktor właściwie powiedział nam to samo, co orto nr 1. Nie mógł jednak wyjść z podziwu nad tym, że Jaś to wszystko przeszedł i żyje. Powiedział, że gronkowce są wyjątkowo wredne i lubią czepiać się kości (co prawda kręgosłupa rzadko, najczęściej zjadają miednicę) no i że są bezlitosne.
U Jasia proces destrukcji na szczęście zatrzymał się na kościach. Gdyby gronkowiec dostał się do rdzenia kręgowego, to o ile Jaś by przeżył, byłby sparaliżowany od piersi w dół. Gdyby (pan doktor pozwala nam na gdybanie i jest w tym odosobniony, bo każdy inny lekarz się denerwuje, gdy go pytamy o możliwe scenariusze), no więc gdyby scyntygrafia pokazała, że w Jaśka kręgosłupie toczą się nadal procesy zapalne, to też nie byłoby za różowo - Jaś musiałby mieć operacyjnie czyszczone to miejsce, wkładane jakieś gąbki, a w ogóle to u tak małego dziecka to nie wiadomo czy by się tak dało zrobić).
Pan doktor zalecił nam kontrolną scyntygrafię i tomografię za jakieś pół roku. Powiedział też, że dzięki temu, że Jaś jest jeszcze malutki, te kości kręgosłupa mają dużą szansę odrosnąć. Co prawda nigdy nie odbudują się idealnie, ale całkiem możliwe, że, poza corocznym rengenem kontrolnym, Jaś nie będzie odczuwał żadnych dolegliwości związanych z kręgosłupem. No i na koniec pan orto zasugerował, żeby Jasiek puścił los w totka, bo mieć takie szczęście, jakie ma on, to naprawdę niespotykana rzecz.

A poniżej historia rannego Jasienia :)



Dzień dobry!

Dzisiaj jest dzień, w którym żegnam się bezpowrotnie...

... z wizerunkiem słodkiego bobasa.

W związku z moimi, zbliżającymi się wielkimi krokami, urodzinami (wow, aż pięć wyrazów kończy się na mi),

porzucam image słodkiej dzidzi na rzecz image'u dzikiego wojownika!

I proszę nie mówić do mnie więcej Jaś!

Jestem zbyt groźny. Od teraz bardziej pasuje do mnie Jasiek.

Zapytacie pewnie: skąd ta drastyczna zmiana wizerunku?

Oto odpowiedź: mam ranę na lewym policzku!

Mam nadzieję, że się prędko nie zagoi i że pozostanie po niej blizna!

Jesteście gotowi na drastyczny widok?

Mogę śmiało przybić piątkę z moim tatą, ze Skazą, Brudnym Harrym i Alem Capone.

A tu mała retrospekcja - jak doszło do wypadku:

Byłem pochłonięty lekturą...

... a raczej ona była pochłaniana przeze mnie...

... gdy wpadł mi do głowy wspaniały pomysł:

dlaczego by nie wdrapać się na parapet, odchylić się, uderzyć bokiem twarzy o ostry kant płytek,
a następnie tyłem głowy o twardą podłogę?

Jak wymyśliłem, tak zrobiłem.
Trochę bolało, ale dla tej blizny na twarzy - było warto!


2 komentarze:

  1. Z tymi bliznami to nie tak do końca... Kto ma blizne na lewym policzku? Kto jest tutaj wzorcem :)

    OdpowiedzUsuń