wtorek, 5 marca 2013

Odporność z brzucha się bierze

Trututututu! Fanfary! Pora otworzyć szampana! Mamy kolejną wspaniałą informację na temat zdrowia Jasia! Dotarły dziś do nas wyniki badania odporności Jasia i okazało się, że Ig urosły! Przepraszam za te wszechobecne wykrzykniki, po prostu bardzo, bardzo się cieszę!!! IgG, które było w październiku poniżej normy, teraz jest w normie, a IgA, którego nie było, teraz jest na poziomie 0,7 :) więc konkluzja jest następująca: Jasia układ immunologiczny się odbudowywowuje :) i na kontrolę do szpitala mamy przyjechać... nie, nie za 3 miesiące, ani nawet za 4, tylko za ROK! Jupi!




Jeżeli płaczecie właśnie ze szczęścia jak moja niezrównoważona emocjonalnie mama...

... oto chusteczka na otarcie łez.

Ja jednak zajmę się czymś bardziej konstruktywnym:
zdradzę Wam lekarstwo na wszystkie moje dotychczasowe choroby:

 jest nim jedzenie.

Na każdym etapie mojego chorowania apetyt miałem wilczy.
Jadłem wszystko, dużo i szybko. Jak Papay szpinak.

Pokazywałem w ten sposób, że mam ogromną chęć pożyć sobie z Wami trochę dłużej niż kilka tygodni.

I że absolutnie nie pozwolę,
 aby jakieś złociste robale mi skróciły pobyt na tej uroczej planecie.

Ale nie samym słonym paluszkiem człowiek żyje...

Trzeba też czasem ruszyć się na jakiś spacer.

Moja mama nie do końca jeszcze łapie, o co w tym chodzi...

... bo co to dla mnie za ruch, gdy cały czas siedzę w wózku?

Na szczęście ostatnio na spacerze towarzyszyła nam Babcia...

... i pozwoliła mi wreszcie rozprostować kości!


Chodziłem po chodniku! W butach! Pierwszy raz w życiu!

Ja z autobusem w tle. Marzenia się spełniają.
To zdjęcie muszę koniecznie wywołać i powiesić w ramce nad łóżkiem.

Niestety w paru momentach Ziemia za szybko pomykała i usuwała nam się spod nóg
 (to chyba jakieś ruchy sejsmiczne).

Na szczęście trzymałem Babcię za rękę, więc nie upadła, bidulka!

Co by ta Babcia zrobiła, gdyby nie ja? Nie chcę nawet myśleć.


Ooo, widzicie, tutaj można dostrzec, jak Babcia prawie się na mnie przewraca!

Ale w porę ją złapałem i spionizowałem.
Uff, te kobiety! Tak na mnie lecą!

Ten spacer mnie wykończył...


... więc musiałem się posilić.

Chrupki kukurydziane są dobrą przekąską...

... gdy trzeba czekać całe pięć minut na jakiś konkretny posiłek.

Chrupki czasem lubią przyklejać się do dłoni.

Dlatego też, gdy ja jem chrupki...

... od razu ładuję całą chrupkę do buzi.

W ten sposób jem higienicznie, a chrupki w większej ilości i dużo szybciej trafiają do mojego brzuszka.

Mmmm, palce lizać!

Ojej, już się skończyły.

No cóż, to znak, że pora iść do kuchni i marudzić,
żeby w końcu zrzucili mi coś z rusztu!

Nie wiem czy to przypadłość tylko mojej mamy,
ale ona strasznie wolno mnie karmi.

Ja bym ją chętnie wyręczył i karmił się sam,
ale przeszkadza jej, że zasady pochłaniania w całości kilku chrupek na raz
stosuję do wszystkich innych potraw.

Co w tym dziwnego? Lepiej tak, niż padać z głodu i mieć jakieś omamy...

... wygłodzeni ludzie mają różne szalone wizje.
Czasem im się wydaje, że widzą np. dwa misie wiszące za uszy na sznurku, podziwiające panoramę miasta. 

I to jest dla mnie chore!

Ludzie! Bierzcie przykład ze mnie! Łyżki do rąk i AM-AM-AM!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz