czwartek, 7 listopada 2013

Buntownik (NIE!) z wyboru

Od kilku dni Janek jest jakiś inny. Często zachowuje się zupełnie jak nie on. Gdybym chciała najkrócej opisać to, co się z nim dzieje, wybrałabym słowo: NIE.
Janek przechodzi swój mały Sturm und Drang. W końcu skończył już dwa lata (korygowane skończy za równo 10 dni i wtedy już przestanie mu przysługiwać prawo do korekcji wieku, bo robi się to tylko przez pierwsze dwa lata życia wcześniaka ;)) i tzw. bunt dwulatka jest czymś absolutnie na miejscu i normalnym (co nie znaczy łatwym).
Słowo NIE towarzyszy nam w rozmaitych sytuacjach, począwszy od porannego NIE załozymy spodni, poprzez południowe Jan NIE sce mięska, aż do wieczornego NIE idzies spać. Sytuacje Jankowego sprzeciwu, wyrażonego w tak stanowczy i poważny sposób, bardzo często nas bawią, ale gdy się kumulują, zaczynają być nieco męczące (jak np. wczorajsze zbieranie z podłogi na talerz wyplutej przez Jasia pizzy - 50 minut płaczu, zawodzenia i powtarzania Jan NIE podniesie ze strony Jasia i te same 50 minut nieugiętej postawy mamy - Jan wypluł, Jan podniesie. Dla zainteresowanych finałem wojny: trochę podniósł Jaś, trochę mama, a resztę żółty klocek, za co dostał pochwałę.
Uff! Jak z nastolatkiem! A to dopiero poczatek!


Zanim zapytasz, od razu odpowiadam:
NIE!

Mama NIE rusza klocka potrzebnego.

I NIE,
 Janek NIE zaśpiewa Koła karetki kręcą się.
Mama zaśpiewa!

Myślicie, że przechodzenie przez bunt dwulatka jest dla mnie łatwe? 

Przyznaję, ma to jakieś swoje plusy...

... rodzice spełniają moje (czasem bardzo absurdalne) prośby...

 ... i jestem taki ważny, samostanowiący o sobie i dorosły.

Ale poza tym, uwierzcie, mnie też jest trudno być takim zbuntowanym dwulatkiem!

Współczujemy wszystkim, którzy grają w sztuce pt. "Poskromienie złośnika"!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz