Nasz Jaś znowu ma problemy ze zdrowiem, dokładniej z kręgosłupem. Wszystko zaczęło się w listopadzie, gdy na jednym ze zdjęć roentgenowskich, robionych w celu odnalezienia ogniska gronkowca, wyszło, że Jaś ma pewien problem z jednym z kręgów w odcinku piersiowym. Lekarze nam wtedy powiedzieli, że należy się tym zająć dopiero jak Jaś będzie chodził, bo być może się to jakoś pozmienia, pozrasta. Poza tym, wtedy mieli na celu uratowanie Jasiowi życia, więc nie zajmowali się tak "kosmetycznymi" rzeczami.
Nasza Pani rehabilitantka uznała jednak, że warto wrócić do tej sprawy wcześniej, zanim Jaś zacznie chodzić. Za jej poradą udaliśmy się niedawno do ortopedy, on zlecił nam wykonanie kolejnego zdjęcia RTG. Niestety kręgosłup się nie zrósł, na dodatek dowiedzieliśmy się, że oprócz braku trzonu w kręgu Th5, Jasia kręgosłup jest zgięty pod kątem 15 stopni. Ortopeda zlecił rezonans magnetyczny w celu sprawdzenia, czy kość nie naciska na rdzeń kręgowy oraz czy nie jest to wada postępująca albo nowotwór (!). Dzięki życzliwym osobom bardzo szybko udało się zrobić Jasiowi rezonans, tym razem w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Podczas badania mieliśmy ogromny problem ze znalezieniem u Jasia żyły, w którą można by było wbić wenflon. Pielęgniarki po nieudanych kilkunastu razach odesłały nas do anestezjologa. Anestezjolog też próbował z dziesięć razy, aż w końcu się udało! Jaś był w okropnym stanie, cały pokłuty, spłakany, wystraszony. Trwało to jakieś półtorej godziny. Gdyby się nie udało lekarzowi znaleźć żyłki, która nie ma zrostów, Jaś musiałby mieć założone wkłucie centralne (brrr). Po poprzednich chorobach Jasia żyły są pełne zrostów, pękają i są prawie niewidoczne. Wytworzył się jakby alternatywny sposób krążenia, takimi maleńkimi żyłkami, które nie nadają się do tego, żeby wbić w nie wenflon. Trochę się rozpisałam na ten temat, ale wbicie wenflonu to był dla nas naprawdę wielki stres.
Zaraz po zainstalowaniu Jasiowi wenflonu podano mu środki usypiające i wsadzono go do maszyny. Po godzinie badanie się skończyło, wybudzili Jasia i oddali nam go - takiego wygłodniałego i skołowanego. Widok wymęczonego, głodnego, zapłakanego dziecka jest po prostu straszny.
Wstępne wyniki rezonansu wykluczyły nowotwór. Wiemy też, że nie jest to wada postępująca, nie znamy jednak jej przyczyn. Być może jest to wada wrodzona, być może konsekwencja zakażeń gronkowcem. Teraz czekamy na konsultacje z ortopedami w Zakopanem i Łodzi. Może oni coś wymyślą i poradzą nam, jak nie dopuścić do ewentualnego pogłębiania się tego skrzywienia oraz jak uniknąć u Jaśka garba albo gorszych problemów, np. z chodzeniem. Na razie uczę Jasia raczkować, bo to będzie najlepsze ćwiczenie na jego quasimodowe plecki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz