Historia choroby Jasia jest długa, a liczba wypisów ze szpitala - imponująca. Właściwie za każdym razem, gdy natykamy się na nowego lekarza, deklaruje on chęć zapoznania się z Jasia papierzyskami, ale w jakim stylu! Doktorzy podchodzą do Jaśkowej historii choroby jak moi koledzy z liceum podchodzili do świeżo wydanej, kolejnej części Harry'ego Pottera - wypieki na twarzy, obłęd w oczach, po prostu muszę to mieć ;)
Jaś już wiele razy został nazwany ciekawym przypadkiem. To chyba dobrze, nie? Gorzej by było, gdyby ktoś go permanentnie nazywał nieciekawym przypadkiem. Więc się nie obrażamy i przyjmujemy to określenie jako komplement.
Z nowości konsultacyjnych: w czwartek byliśmy na wizycie u ortopedy nr 1 (pracuje w Prokocimiu, ale terminy do niego na NFZ w szpitalu są na za sto milionów lat świetlnych (wiem, wiem tato Jasia, to jednostka odległości, ale przecież te terminy SĄ odległe)). My oczywiście byliśmy na wizycie prywatnej w Medice, gdzie tenże lekarz również pracuje. Pan doktor stwierdził, że Jasia wynik scyntygrafii jest najlepszym z możliwych i zalecił kontrolę i powtórną wizytę za 3 miesiące. Ponadto, jako że po raz pierwszy dane mu było zobaczyć nasz ciekawy przypadek live, pan doktor zupełnie zmienił podejście do pacjenta. Zapewne spodziewał się zobaczyć ledwo machające kończynami warzywko o cerze szarej jak papier i błędnym wzroku (mniej więcej tak każdy wyobraża sobie Jasia po lekturze jego historii choroby). Gdy w drzwiach ukazał się nasz atleta-adonis i zaczął ryczeć z siłą decybeli grożącą wytłuczeniem szyb w gabinecie, lekarz uznał, że jednak pacjent jest w nie najgorszej formie i że właściwie jest superowo. Dał nam karteczkę ze swoją pieczątką, która podobno otwiera wszystkie prokocimskie drzwi.
W piątek czeka nas wizyta u orto nr 2. 1 października natomiast odwiedzamy nasze znajome cztery kąty - XIV Oddział Immunologii USD i ja jestem temu winna i uderzam się w pierś powtarzając mea culpa, mea culpa, mea bardzo wielka culpa. Po otrzymaniu wyników scyntygrafii zadzwoniłam bowiem do naszej pani doktor immunolożki z informacjami, że najprawdopodobniej gronkowiec siał z kręgosłupa, bo kręgosłup jest uszkodzony, a na scyntygrafii wyszło, że był tam stan zapalny. Pani doktor bardzo podziękowała za info i powiedziała, że chętnie by Jasia zobaczyła (no ba! Każdy by go chętnie zobaczył ;)) i sprawdziła mu poziomy immunoglobulin, bo jako dziecko w przeszłości suplementowane, powinien być monitorowany i kontrolowany po jakimś czasie. Marudziłam jej trochę, że Jaś zestresowany, czy to konieczne i blablabla, ale niestety żądza zobaczenia ciekawego przypadku i pokserowania sobie wypisów była silniejsza i wygrała nad moim biadoleniem. Tom nas zarejestrowała.
I czeka nas jeszcze jedna wizyta lekarska, tym razem u neurologa w szpitalu na Strzeleckiej. Po namowach ze strony zaprzyjaźnionego lekarza pewnie zrobimy Jaśkowi to nieszczęsne EEG (w związku z omdleniem 27 sierpnia). Ale to dopiero w październiku.
Nasz ciekawy przypadek sprawia, że nie możemy się nudzić!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz