W poniedziałek byliśmy w Prokocimiu, gdzie zbadano Jasiowi poziomy immunoglobulin. Wyniki przyślą pocztą. Każda wizyta w tym szpitalu jest tak trudna do zniesienia - widok maluszków na Oddziale Onkologii i Hematologii, albo całkowicie poparzonej dziewczynki na Oddziale Ortopedycznym, która chyba tam mieszka od lat, a i tak czeka ją pewnie jeszcze sto operacji - a także widok dziesiątek naprawdę cierpiących, ciężko chorych i niepełnosprawnych dzieci i ich biednych rodziców, wszystko to jest po prostu straszne. Każdego dnia w tym i w innych szpitalach leżą dzieci i walczą o życie, a ich rodzice umierają ze strachu. Świadomość tego sprawia, że doceniam sto razy bardziej to, co mam, i nie w głowie mi narzekanie na cokolwiek.
W piątek pojechaliśmy do szpitala św. Ludwika na Strzeleckiej, gdzie Jaś miał robione EEG (dla tych, którzy gubią się w meandrach Jasia chorób - to w związku z jego zemdleniem/ utratą przytomności, która miała miejsce 27 sierpnia). Musieliśmy sprawić, żeby Jasiowi chciało się bardzo spać o 12:00. Niestety on nigdy nie śpi w południe, więc wymyślaliśmy różne scenariusze pt. jak to zorganizować, żeby Jaś był śpiący o 12. Był plan, żeby obudzić Jasia o 4 nad ranem, bawić się z nim do 7, potem jechać do Krakowa i pozwolić mu na sen w samochodzie. Inny plan zakładał, że Jaś będzie spał do 9 (co nigdy się nie zdarza) i wtedy akurat pora na pierwszą drzemkę przypadnie na południe. W końcu postanowiliśmy zdać się na Aniołów Stróżów i nie wprowadzaliśmy żadnych zmian w trybie życia Jasia. I co? I udało się idealnie zgrać Jasia senność z badaniem elektroencefalograficznym (uff! Co za słowo!). Nic specjalnego nie wymyśliliśmy, nie budziliśmy go na siłę. W drodze z auta do szpitala Jaś był tak śpiący, że musieliśmy go wyjąć z wózka, bo w nim zasypiał. Tata niósł naszego bohatera na rękach i cucił, aż doszliśmy na miejsce.
Pielęgniarka założyła Jasiowi czepek, do którego przymocowała diody, oczywiście Jaś ryczał wniebogłosy, ale udało się. Potem kazała mamie przytulić Jasia i tacy przytuleni zostaliśmy poddani badaniu, tzn. Jaś, bo mama pracowała przez te 30 minut jako nieruchomy trzymacz, co przypłaciła bólem karku i pleców. Gdy badanie się skończyło, byliśmy bardzo szczęśliwi i chcieliśmy już uciekać, gdy okazało się, że dostaliśmy w pakiecie od neurolożki także skierowanie na EKG! Hurej!
Tego badania Jaś nie miał nigdy wcześniej (a niewiele takich nieznajomych badań zostało). Czekaliśmy na nie w kolejce bardzo długo, na szczęście badanie trwało krótko. Jaś był nieźle przerażony, gdy przypinano mu to całe ustrojstwo do klatki piersiowej. Po EKG ubraliśmy Jasia i myśleliśmy, że to koniec, ale nie! Pani neurolog koniecznie chciała Jasia zbadać. No więc znów rozbieranie do rosołu, znów krzyki i łzy, ale diagnoza zrekompensowała nam wszystko: Jaś neurologicznie zdrowy, EEG prawidłowe! Niestety dobry wynik EEG nie jest tożsamy z wykluczeniem u Jaśka epilepsji, bo czasem zdarza się, że ktoś ma EEG w normie, a mimo to cierpi na padaczkę, a czasem jest tak, że ktoś ma złe EEG, a nie ma żadnych problemów zdrowotnych, więc to badanie jest średnio miarodajne. Wyniki EKG będą za tydzień.
Tutaj widać wynik EEG... |
... tam, gdzie są duże wartości międzyszczytowe, z pewnością Jasiowi śniła się mama i się po prostu wtedy bardzo cieszył! |
IMHO nie diody tylko sondy... :)
OdpowiedzUsuńUprasza się o niepodważanie autorytetu matki.
OdpowiedzUsuń