piątek, 16 listopada 2012

Halołin

Ooo, co za niecodzienny widok - czyżby tata gotował?

Chyba nie! Bliżej niż do Makłowicza jest mu do neurochirurga!

A kto ma w głowie pomarańczowe trociny?

DYNIA! 

Jeszcze małe poprawki dentystyczne i...

... łudzące podobieństwo osiągnięte!


Tata zrobił nam nową zabawkę - Jacka-o'-lanterna.

Tylko co można zrobić z taką  potworną dynią?

Mam nadzieję, że jej wnętrzności zostaną przetransformowane w jakieś pyszne ciasto.

Tak na marginesie - tylko nie posądzajcie nas o szerzenie praktyk okultystycznych!


Ta dynia ma całkiem sympatyczny uśmiech!

Chyba widziałem u kogoś podobny!

Ojej, mogę ją pogłaskać po oskalpowanej głowie!

I już się jej nie boję!

Natomiast te kwiatki mnie przerażają!

Mamo, weź stąd te upiornie upiorne, żółte kolce!

Fuuuj!

A jak one mnie skaleczą?

Boję się, nie dotknę ich przenigdy!

Chociaż w sumie... Raz kozie śmierć!

Dyni też się bałem, zupełnie niepotrzebnie.

Strach ma wielkie oczy. I szczerbaty uśmiech!

2 komentarze:

  1. Rozumiem,że dla rodziców był krem dyniowy.A czy dla Jasieczka był jakiś fajny'treat'?Z wielką przyjemnością przyjełam powrót twórczej blogerki,buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla Jasieczka specjalnego 'treatu' nie było, może dlatego on teraz dość często serwuje rodzicom różne 'tricki' ;) Pozdrawiamy!!! :)

      Usuń