Do naszej okazałej kolekcji wypisów ze szpitala dołączył kolejny egzemplarz - takiego jeszcze nie mieliśmy! To nasz pierwszy wypis z sądeckiego Szpitala Specjalistycznego im. J. Śniadeckiego i pierwszy z tak trywialnym rozpoznaniem jak otwarta rana powłok głowy S1.0.
Jak już się u nas utarło, nie mogło obyć się bez błędu w papierach - w wywiadzie rzekomo stwierdzono, że dziecko uderzyło głową o szafkę, a tak naprawdę uderzyło o ławkę (choć Jan utrzymuje cały czas, że to ławka uderzyła w niego, gdy nieświadom zagrożenia się schylał z dużym przyśpieszeniem w bliżej nieokreślonym celu). Tak czy siak, bliskie spotkanie z metalową częścią ławki nastąpiło, czoło zostało rozcięte, a rana, niewielka ale głęboka, wskazywała na konieczność interwencji chirurgicznej. Na szczęście w samą porę pojawiły się u nas dobre duszki z samochodem i zawiozły nas na SOR, gdzie Jaś został przyjęty w ekspresowym tempie (oczywiście wrzeszczał jak oszalały i chyba wszyscy mieli nas dość, dlatego nas przepuścili poza kolejnością - musicie skorzystać z tej metody, gdy będziecie stać w kilkumetrowym ogonku na poczcie albo w urzędzie - działa!). W gabinecie chirurgicznym okazało się, że nie trzeba było Jasiowi zakładać szwów, a jedynie specjalny plaster zamykający ranę (tzw. strip). W niedzielę mamy stripa odkleić.
Janek ze stripem wygląda jak żołnierz po powrocie z wojenki, zaliczył +10 punktów do męstwa i wzbudza powszechne zainteresowanie przechodniów. Jedynym minusem całej sytuacji jest to, że musimy zakrywać przed Jasiem lustra, bo jak widzi to białe dziadostwo na czole, to od razu narzeka i chce się tego pozbyć.
Tak to chyba jest mieć syna. Muszę zacząć się przyzwyczajać.
Jak już się u nas utarło, nie mogło obyć się bez błędu w papierach - w wywiadzie rzekomo stwierdzono, że dziecko uderzyło głową o szafkę, a tak naprawdę uderzyło o ławkę (choć Jan utrzymuje cały czas, że to ławka uderzyła w niego, gdy nieświadom zagrożenia się schylał z dużym przyśpieszeniem w bliżej nieokreślonym celu). Tak czy siak, bliskie spotkanie z metalową częścią ławki nastąpiło, czoło zostało rozcięte, a rana, niewielka ale głęboka, wskazywała na konieczność interwencji chirurgicznej. Na szczęście w samą porę pojawiły się u nas dobre duszki z samochodem i zawiozły nas na SOR, gdzie Jaś został przyjęty w ekspresowym tempie (oczywiście wrzeszczał jak oszalały i chyba wszyscy mieli nas dość, dlatego nas przepuścili poza kolejnością - musicie skorzystać z tej metody, gdy będziecie stać w kilkumetrowym ogonku na poczcie albo w urzędzie - działa!). W gabinecie chirurgicznym okazało się, że nie trzeba było Jasiowi zakładać szwów, a jedynie specjalny plaster zamykający ranę (tzw. strip). W niedzielę mamy stripa odkleić.
Janek ze stripem wygląda jak żołnierz po powrocie z wojenki, zaliczył +10 punktów do męstwa i wzbudza powszechne zainteresowanie przechodniów. Jedynym minusem całej sytuacji jest to, że musimy zakrywać przed Jasiem lustra, bo jak widzi to białe dziadostwo na czole, to od razu narzeka i chce się tego pozbyć.
Tak to chyba jest mieć syna. Muszę zacząć się przyzwyczajać.
Wojowniczy Żółw Ninja z dumą prezentuje swoją ranę. |
Rozmowa Jasia z dziewczyną za 15 lat: - Pytasz skąd ta blizna na czole? Aaach, stare dzieje. Kiedyś musiałem uratować świat przed szaloną, krwiożerczą ławką. |
Niestety Janku, na bliznę z tego wypadku nie poderwiesz żadnej dziewczyny, bo żadnej blizny mieć nie będziesz! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz