wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozrywki

Powiem wprost: nie lubię placu zabaw.

Mogę ewentualnie postać i popatrzeć jak inne dzieci robią z siebie małpki,
ale nie mam zamiaru zachowywać się podobnie.

W ogóle mnie nie bawi to całe zjeżdżanie, huśtanie...

Chociaż taka huśtawka może się przydać...

... np. gdy "boli mnie but" i trzeba sprawdzić, co do niego wpadło.

Ooo, trawa! Jak bardzo mnie uwierała!
W końcu jestem Lordem Jasiem na źdźble trawy.

Moja wrażliwość nie przeszkadza mi być jednocześnie bardzo męskim.

Gdy robimy ognisko, jestem pierwszy do zbierania patyków.

O.k., ognisko rozpalone, co jeszcze mogę dla Was zrobić?

Na chwilę przerywam fotorelację z ogniska, aby zachować na łamach bloga śmieszne Jasiowe powiedzonka. Spieszę donieść, że wczoraj legł jeden z ostatnich bastionów dzidziusiowej słodkomowy - Janek już nie mówi na czerwony - cieńdziony. I oczywiście bardzo się z siebie smieje, że mógł kiedykolwiek wpaść na tak kuriozalny pomysł, aby mówić cieńdziony. Nadal jednak mówi na choinkę - chochinka, a na balkon - walkon. Potrafi poprawnie wypowiedzieć słowo lokomotywa, czym zyskuje mój dozgonny podziw (ja pewnie to wymawiałam poprawnie dopiero w wieku 5 lat).
Gdy zabroni się Jasiowi coś zrobić (np. jeść plasteliny albo wpaść do fontanny), czasem zaczyna płakać i mówi przez łzy: to nie dla dzieci, to nie dla chłopców.
Janek bardzo rzadko zwraca się do mnie mamo. Używa zwrotów mama Basia i tata Maciek, jakby pochodził z patchworkowej rodziny, w której imion używa się do rozróżnienia, o którą mamę i którego tatę chodzi (np. mama Basia to trzecia żona taty, a tata Maciek to obecny, szósty już, mąż mamy).
Wiadomość specjalnie dla ojca chrzestnego: Janek ma swojego pierwszego bogus frienda! Wymyślił fikcyjnego przyjaciela, który nazywa się Dodik-Włodik. Losy Dodika-Włodika nie są nam bliżej znane oprócz faktu, że porusza się on koleją (Janek bowiem śpiewa: Jedzie pociąg z wagonami, Dodik-Włodik jedzie z nami).
A gdy jakieś słowo szczególnie się Jasiowi spodoba/ nie spodoba, wtedy mówi o tym po sto razy. Kiedyś, gdy Janek mocno płakał ze zmęczenia (przed drzemką), tata powiedział do niego ty płaczku. Potem musieliśmy naprawdę wieeeeeeelokrotnie słuchać Jasia zażaleń (cyt.: tata Maciek powiedział Janowi ty płaczku x 100000). Tak było też z wyrażeniem szukałeś i znalazłeś, albo z volvikiem Babci Isi.

A poniżej garść filmów. PIerwszy to filmik z ogniska, a reszta to filmiki z czasów, kiedy Jan był mały (czyli sprzed miesiąca):
OGNISKO

Acha! Byłabym zapomniała! Janek nigdy nie używał słów tak/ nie. Zamiast tak powtarzał dany wyraz (np. chcesz kakao? Chcesz). Zamiast nie używał rozbudowanej frazy nie to nie. Na końcu poniższego filmiku dowód. Brzmi to zazwyczaj komicznie.
MAŁY TOT/ NIE TO NIE

KARLIK I KATASTROFA

MAŁO NAS/ MJEKO

O CZYM?

AUTOMANIAK

Nie wszystkie zdjęcia się udają...

... podobnie jest z kiełbaskami :)

Na szczęście jedna rzecz udaje mi się każdorazowo...

Potrafię sam wejść na krzesło.

Na szczęście Babcia uwieczniła cały proces wsiadania na krzesło na zdjęciach...

... więc niedowiarki mogą przekonać się na własne oczy...

... że jestem tak sprawny i giętki,
że pewnie dołączę niedługo do jakiejś cyrkowej trupy.

A teraz dziękuję Babci za tę stopklatkową fotorelację...

... jednocześnie prosząc...

... aby wstrzymała się z fotografowaniem procesu zchodzenia z krzesła.

Potrzebuję jeszcze paru treningów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz