poniedziałek, 5 sierpnia 2013

O jakimś papierku, stacji benzynowej, zemście i pojmowaniu piękna



Chcecie wiedzieć dlaczego ostatnio tak rzadko się tu pokazywałem?

Bo moja mama miała jakiś egzamin, który, jak widać, był ważniejszy
niż prowadzenie regularnej dokumentacji życia jej syna!

Na szczęście mama wreszcie uzyskała ten swój upragniony papierek (fajnie, będzie po czym rysować).

Z tej okazji wręczyłem mamie bukiet samodzielnie zerwanych polnych kwiatów.

W ramach uczczenia tej wiekopomnej chwili (tyle hałasu o mały skrawek makulatury - dorośli są dziwni)
pojechaliśmy na zasłużony wypoczynek do Babci Gosi,
gdzie chillaxowałem się na balkonie i licznych wycieczkach górskich.

Droga powrotna do domu była bardzo ciekawa.

Jeżeli widzieliście niedawno małą, białą postać w śpiochach,
paradującą o północy po stacji benzynowej w Brzesku -
nie zapisujcie się na konsultacje okulistyczne ani psychiatryczne!

To byłem ja!

Przyznaję, sprawiłem rodzicom tą podróżą trochę problemów, ale żeby od razu przchodzili oni w akcie zemsty do rękoczynów? I to jeszcze atakując śpiącego? To jakby wbijać nóż w plecy... mama zrobiła to niemal dosłownie, gdyż wbiła mi nożyczki we włosy.

Tutaj widać, jak podczas snu zostałem pozbawiony połowy czupryny.

Niczego nie świadom, obróciłem się smacznie na drugi bok. O ja głupi!

A tu ostatnie zdjęcie mych aniołkowych loczków.

Tak wyglądałem bezpośrednio po podstrzyżynach.

Na początku podchodziłem bardzo sceptycznie do zmiany image'u...

... jednak z czasem oraz z rosnącą z dnia na dzień temperaturą zacząłem dostrzegać pozytywy nowej fryzury.

Jest dużo chłodniej, mycie głowy trwa krócej i, co najważniejsze,
ludzie w końcu przestali zwracać uwagę tylko na mój uroczy wygląd...

... a zaczęli dostrzegać me wewnętrzne piękno!

A jeżeli już mowa o dostrzeganiu piękna...

... ostatnio byłem naocznym świadkiem wspaniałego wydarzenia!
Bezpośrednio przed moim oknem pracował prawdziwy kombajn
(a właściwie kombaj. Nie wiem dlaczego wszyscy wokół mnie doklejają to n na końcu, przecież to brzmi fatalnie).

To się nazywa prawdziwe piękno. Kombaj był zachwycający. Duży, zielony, z kołami.
Tego dnia obiad smakował mi podwójnie dobrze.
A tutaj FILMIK, na którym widać, jak mama wymusza na Janku popisy wokalno-aktorskie. Na spontanie wygląda to sto razy lepiej, ale dokumentację prowadzić trzeba i dowody muszą być, choćby takie jak ten, zbierane w nieetyczny sposób  :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz