Jak wszyscy zapewne doskonale pamiętają z poprzedniego wpisu (który
pojawił się - o dziwo - nie miesiąc temu, tylko całkiem niedawno), Janko
był ostatnio w szpitalu. Najpierw pojechaliśmy na tradycyjną już wizytę na Oddziale Immunologii, gdzie pobrano Jasiowi krew (wyników jeszcze nie ma)
i zbadano fizykalnie. Osłuchiwanie dało szokujące rezultaty: szmer w
sercu. Przyznam szczerze, że to rozpoznanie nie zrobiło na nas większego
wrażenia - po TYM WSZYSTKIM nic nam nie groźne :) No ale do kardiologa
iść trzeba było, więc zostaliśmy skierowani do przemiłego doktora, tym razem,
dla odmiany, na Śląsk. Janek pojechał na bardziej szczegółowe badanie
serca (które to już w jego życiu? Ho-ho) i szczęśliwie okazało się, że
to szmery incydentalne (= niegroźne). Oczywiście chłopiec musi być pod
nieustannym nadzorem, ścisłą obserwacją i chyba najlepiej jakby na stale
miał do siebie przyczepione wszystkie holtery i pulsoksymetry świata,
ale ogólna diagnoza brzmi: jest zdrów!
Dzień po wizycie w katowickiej Ligocie Janek z aniołami stróżami wybrali się znów do Prokocimia, tym razem na Oddział Ortopedii, gdzie wysiedzieli osiem jajek, zanudzili się na amen, ale w końcu po wielogodzinnym koczowaniu na korytarzu (o gęstości zaludnienia przekraczającej wszelkie normy BHP) zobaczyli się z panem doktorem, który obfotografował plecy Jaśka, po czym go po nich poklepał i stwierdził, że chłopak ma plecy na oko proste i nie robimy na razie z nimi nic. No i fajnie.
A teraz są u nas goście, więc jesteśmy bardzo szczęśliwi :)
Dzień po wizycie w katowickiej Ligocie Janek z aniołami stróżami wybrali się znów do Prokocimia, tym razem na Oddział Ortopedii, gdzie wysiedzieli osiem jajek, zanudzili się na amen, ale w końcu po wielogodzinnym koczowaniu na korytarzu (o gęstości zaludnienia przekraczającej wszelkie normy BHP) zobaczyli się z panem doktorem, który obfotografował plecy Jaśka, po czym go po nich poklepał i stwierdził, że chłopak ma plecy na oko proste i nie robimy na razie z nimi nic. No i fajnie.
A teraz są u nas goście, więc jesteśmy bardzo szczęśliwi :)
Kolejnym znamiennym i w skutki brzemiennym wydarzeniem ostatnich dni jest pójście Jasia do przedszkola. Co prawda w dawce mało piorunującej (1 raz w tygodniu po półtorej godziny). Janek uwielbia swoje kangurowe przedszkole i z radością jeździ do swoich czterech koleżanek (szczególnie do koleżanki Róży), jednego kolegi i miłej pani przedszkolanki, której głowa aż kipi od pomysłów na świetną zabawę. Na poniższym zdjęciu można zobaczyć dzielnego przedszkolaka w plecaczku z jeżykiem (awwwww).
A na dworze niezmiennie najpiękniejsza pora roku w najcudowniejszej, słonecznej odsłonie. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz