niedziela, 26 stycznia 2014

Ogłoszenie

Film o pączkach już działa!

Rozmowy liryczne 3

Mama: Jasiu, zrobisz mi "sroczka kaszkę warzyła"?
Janek: Sroczka - kaczka - warzywa - dzieeeeeeci swoje karmiła, temu dała na miseczkę [...] a temu nic nie dała tylko łepek urwała i frrr do nieba poleciała.
Tata: Raczej do piekła za to urwanie łepka.

sobota, 25 stycznia 2014

Jak pączek w maśle

Co za weekend. ledwo się rozpoczął, a u nas tyle atrakcji! Sobota jak na razie udaje nam się znakomicie, głównie za sprawą gości. Odwiedzili nas dzisiaj Babcia, Dziadek i Pani Mirka ze specjalnymi, baaardzo słodkimi i zawsze mile widzianymi gośćmi - PĄCZKAMI od Pana Staszka! Napadliśmy na biedne pączki i w mgnieniu oka parę z nich straciło życie w przepaściach naszych brzuchów. Prawdziwa uczta!


Gdy do nas przyjechały, wyglądały ślicznie - jak małe planety Mars.

Smakowały iście kosmicznie, dlatego z prędkością światła
pałaszowałem jednego po drugim.

To ósmy? Osiemnasty? Osiemdziesiąty?
Kto by to liczył, liczy się smak!

Może powinienem już skończyć jeść?
Hm... po chwili refleksji dochodzę do wniosku...

... że nie ma takiej możliwości!

MNIAM MNIAM MNIAM!

A propos pączków -
o co chodzi z tym powiedzeniem, że ktoś żyje jak pączek w maśle?

Ja pączka zamoczyłem w herbacie...

... ale nie wyglądał jakoś lepiej.
Może to dlatego, że nie popijałem roztopionego masła, w którym mógłbym go zanurzyć?

Gdy próbowałem uprosić mamę o 200 ml płynnego masła, mama mi wyjaśniła, że to powiedzenie znaczy,
że ktoś jest w doskonałej kondycji fizycznej, psychicznej lub materialnej.

Tym samym okazało się, że tym pączkiem jestem JA!


A co śmiechu było przy tym! FILMIK.

środa, 22 stycznia 2014

Kopia Mistrza

Nie, to nie Borys Jelcyn w wieku niespełna dwóch miesięcy.
To trzeci świadomy uśmiech Klary :)

Mam wrażenie, że jestem klonem pewnej osoby...

... to by znaczyło, że nie jestem jedyna i niepowtarzalna :(

... jednak po chwilowym namysle stwierdzam,
że bycie klonem tak zacnej persony jak mój brat to nie lada przywilej!

Żebym tylko odziedziczyła po nim te bujne, złote loki! 

Natomiast jeśli chodzi o Jasia zdolności do samookaleczeń -
mam nadzieję, że nie skopiowałam ich na mój hardware.
O czym mowa na ostatnim zdjęciu?

Wyobraźcie sobie taką scenę:
Blok. Okno w kuchni. Kołdra na parapet, żeby łokciom było wygodnie i oglądamy reality show - to ulubiona rozrywka nie tylko waszych sędziwych sąsiadek, ale również niektórych dwulatków. Niestety nasz dwulatek nie stosował patentu z kołdrą i pewnego razu, oglądając żółte renault kangoo, granatowe seicento, duży biały volkswagen transporter i renault megane, upadł z miejsca posterunku, uderzył się o kant stołu/ parapetu/ kaloryfera i prawie stracił oko. Skończyło się na wizycie u okulisty, poświeceniu światełkiem do oka, przejażdżce windą, podziwianiu z okna dużych białych samochodów pocztowych  oraz na wspaniałych wiadomościach, że oczko jest nieuszkodzone, a powieki szyć nie trzeba - wheeee! :)

piątek, 17 stycznia 2014

Pikaczento

Uwaga uwaga! Przerywamy bloga aby nadać ważny komunikat!

Zła wiadomość dla naszych wszystkich pań sąsiadek w przedziale wiekowym 80+, których serca Janek zdobywa stojąc w kolejkach, tańcząc na parkingach i dziarsko maszerując po osiedlu: Jasia serce jest zajęte. Powiem więcej: jeśli nie jesteście ani autami, ani kotami - sorry, u Jasia nie macie większych szans. Co innego seicento i cinquecento! Prawdziwe obiekty westchnień Jasienia. Lowe!!!



Kumulacja w wielkim totku: na parkingu obok siebie stały trzy sei i jedno cinque
- wszystkie czerwoniutkie.

Z tej okazji odśpiewaliśmy i odtańczyliśmy uroczyste
"Koła trzech sejczent i jednego czinkłeczenta kręcą się", a potem świętowaliśmy do białego rana.

A tutaj coś fajnego: LINK do rysunków z życia (naszego) wziętych. Mogłabym być autorką 90% z nich!
TUTAJ link do prze-przezabawnych historyjek, który dostaliśmy od Asi (merci!) - niestety tylko po ałgielsku.

Rozmowy liryczne 2

Janek (rano, po zjedzeniu pierwszy raz w życiu pączka): Tata pojechał po pączka.
Mama: Nie, tata pojechał do pracy.
Janek (nie poddaje się): Tata pojechał do pracy... Po pączka.

wtorek, 7 stycznia 2014

Grudzień w skrócie



Joł, joł joł!
W rapowym stylu witamy Was po dlugiej przerwie!
Mamy nadzieję, że część z Was się z nami trochę rozerwie.

Mój brat, ja oraz te koale
nie będziemy w Nowym Roku zanudzać Was wcale!

Szykujcie się zatem na dużo zabawy,
a jeśli ktoś z Was szczegółów ciekawy...

Niech na bieżąco śledzi tego bloga...
Inaczej kara Was czeka sroga!

I rok Wam uplynie na płaczu i krzyku
podczas gdy tu będzie zabaw bez liku.

Ok, coraz bardziej częstochowskie te moje rymy...

... przynudzam tak, że zaraz sama zasnę!

Żeby nieco odświeżyć atmosferę
 opiszę Wam teraz w skrócie, co działo się u nas w grudniu.

Jasiek, nie zasypiaj, czas na reminescencje.

Zacznę od wytłumaczenia dlaczego nie pojawiły się żadne wpisy okolicznościowe -
otóż szansę na spędzanie czasu przed komputerem mieli tylko nieliczni..


Chodzenie po internetach było ostanią rzeczą, na którą nasza mama miała czas.

Przed Świętami mieliśmy duuużo spraw na głowie.

Dokonała się wielka zmiana w moim niespełna miesięcznym żywocie -
przeprowadziliśmy się!

Co?? Gdzie ja jestem?!
Najpierw z brzucha na świat, potem z Domaniewic do Olkusza - dość tych transferów!

Poczekaj, Klaro, te przeprowadzki to nie koniec zmian!

Jasiu, miałeś rację, znowu jesteśmy gdzie indziej!
Tym razem w Nowym Sączu.

Jaki ten świat duży, są na nim aż trzy miejscowości i aż trzy domy!

Oj, Klaro o bardzo małym rozumku, musisz się jeszcze wiele nauczyć...

Ale nie martw się, ja Ci w tym pomogę.


Nauczę Cię kolorów i kształtów i mnóstwa innych, przydatnych rzeczy, np...

... jak małym nakładem sił pozyskać z zaufanych źródeł jajka niespodzianki.


A teraz zmieniamy ton na nieco bardziej uroczysty.

Fajna ta Wigilia, nie przeczę, ale jednak spanie wygrywa.

Nasz mały prezent pod choinką :)

Prezent? Wolę, żebyście mnie nazywali...

... najpieknieszą gwiazdką!

Po Świętach w Nowym Sączu...

...  przyszedł czas na Święta w Domaniewicach
(ta zmiana stref klimatycznych prawie nas wykończyła - całe Święta przechorowaliśmy!)

Na szczęście nasze chorowanie nie trwało długo...

... i moglismy się radować w rodzinnym gronie (i eleganckiej konfekcji).

Jasiu, nie biegaj tak, bo sobie zemniesz golfik!

Klaro, są ważniejsze rzeczy niż bankiety w uroczystym anturażu,
np. pingpong...

albo ciasteczka od babci, które spałaszowaliśmy...


... już w Olkuszu.

Janek bardzo dba o dobre samopoczucie siostry...

włącza jej bujaczek...


a specjalnie dla mamy ustawia "moją ulubioną" melodyjkę.

Oczywiście zabawianie dzidziusia nie jest priorytetem w Jasia świecie.


W konkurencji z ciastkami Klara nie ma szans.

Żartowałem, nie mazgaj się!


Byliśmy też na koncercie the Knife :)


Mimo że był to koncert na dvd, a nie live, tacie udzieliło się koncertowe szaleństwo.


Nie tylko tacie.


A tu Janek-górnik-laryngolog.
Na dobre zakończenie tej chaotycznie eklektycznej, grudniowej relacji z życia Janka i Klary.