środa, 29 sierpnia 2012

I-dzie-Jaś-nie-bo-rak-jak-u-gry-zie-bę-dzie-znak

Wstyd się przyznać, ale tydzień temu stawialiśmy w domu zakłady na Jasia (jak na konia!). Zakład dotyczył momentu, w którym Jaś zacznie raczkować. Zdania były podzielone, wiara domowników w Jasia możliwości mniejsza lub większa. Kochany Jasieniek postawił pierwsze czworakie "kroki" w sobotę, 25 sierpnia. Akurat mama Jasia wyjechała na kilka godzin do Krakowa i w ciągu tych paru godzin Jaś nabył umiejętność raczkowania! I nie widziała pierwszego czworakowania swojego synka, mimo że tyle razy z nim ćwiczyła i zachęcała go do raczkowania, mimo że jest z Jasiem dzień w dzień non stop i zazwyczaj nie odstępuje go na krok. Isn't it ironic? :)
TUTAJ znajduje się filmik z jednego z pierwszych raczkowań/ czworakowań. 


Nie przesadzajmy z nagłaśnianiem mojego raczkowania, bo przestaną mnie nosić na rękach.

If you hold a grass taken out of mass, you're probably holding yourself.

Kto z nas nie lubi położyć się latem w słoneczny dzień na zielonej, pachnącej trawie? To jedna z rzeczy, za którymi najbardziej się tęskni jesienią i zimą. Dla większości z nas spacer po świeżo skoszonej trawie boso to czysta przyjemność. Jaś jest niechlubnym wyjątkiem - nie trawi trawy. Trawa dookoła kocyka działa jak elektryczny pastuch - Jaś na pewno nie przekroczy magicznej granicy i będzie siedział na kocyku aż ktoś go nie poratuje i przeniesie w inne miejsce.


Ojej. Znowu posadzili mnie na tych igłach.

Ależ to kłuje, fuj!

Chcą mnie wyszkolić na fakira czy co?

Muszę się jakoś uratować z tej opresji...

Tylko co by tu zrobić?

Wiem jedno: nie poddam się. Zobaczymy kto kogo przetrzyma.

Tylko ostrzegam, ja mogę tak siedzieć bardzo długo.

Będziecie mieli czas, żeby pogodzić się z faktem, że akupunkturą mnie z niczego nie wyleczycie.



                      ***
Święty Franciszku z Asyżu
nie umiem cię naśladować ---
nie mam za grosik świętości
nad Biblią boli mnie głowa

Ryby nie wyszły mnie słuchać---
nie umiem rozmawiać z ptakiem ---
pokąsał mnie pies proboszcza
i serce mam byle jakie

Piękne są góry i lasy
i róże zawsze ciekawe
lecz z wszystkich cudów natury
jedynie poważam trawę

Bo ona deptana niziutka
bez żadnych owoców, bez kłosa
trawo --- siostrzyczko moja
karmelitanko bosa

Jan Twardowski



p.s. Czy ktoś kojarzy czyje są te słowa z tytułu posta? Bo ja za nic w świecie nie pamiętam, a prof. Google też milczy na ten temat!

wtorek, 28 sierpnia 2012

Mało nas, mało nas...

"Mało nas, mało nas
do pieczenia chleba
Tylko nam, tylko nam
ciebie tu potrzeba"

Mam wrażenie, że to ulubiona piosenka Jasiowych problemów ze zdrowiem. Ciągle czują, że jest ich zbyt mało i zapraszają kolejne choróbska.
Wczoraj Jaś stracił przytomność. Na ok. 1 minutę. Byliśmy na spacerze, gdy nagle zauważyłam, że Jaś wisi na szelkach, głowa opadła mu do przodu, a rączki zwisały. Zaczęłam do niego krzyczeć, dotykać go po policzkach, ale nie reagował. Na szczęście nie zsiniał i zauważyłam, że oddycha, co prawda bardzo słabo, ale i tak poczułam wielką ulgę. Zmieniłam mu pozycję w wózku na leżącą i pobiegłam do domu, wyjęłam go z wózka i wtedy Jaś zaczął powoli dochodzić do siebie, ale był bardzo dziwny, nie płakał ani się nie bał jak krzyczałam do babci, że coś jest nie tak i że musimy z nim jechać do lekarza. W samochodzie był nadal bardzo słabiutki, ale po kilku minutach odzyskał siły i zaczął się rozglądać. Lekarka rodzinna skierowała nas do szpitala, gdzie położyli nas na oddział na obserwację. Lekarz dyżurny wykrył u Jasia zaczerwienione gardło. Powiedział, że czasem (bardzo bardzo rzadko) dzieci mdleją przy infekcji, jednak z wyników badania krwi wiemy, że to słaba infekcja, bo wszystkie parametry ma wzorcowe, CRP i OB niepodwyższone. Najprawdopodobniej przyczyna omdlenia ma naturę neurologiczną, być może epileptyczną.
Wypisaliśmy się ze szpitala na własne żądanie, bo chcieli Jasia "leczyć" lekami homeopatycznymi i probiotykiem, co jest nieco śmieszne, bo taka terapia jest nieskuteczna, a przecież wiadomo jak niebezpieczne jest przebywanie w szpitalu, jak łatwo można tam się zarazić jakimś paskudztwem. Jutro zadzwonię do Prokocimia z pytaniem co dalej, bo musimy pewnie iść n wizytę do neurologa. A 30 września logujemy się na oddziale Ortopedii, bo nazajutrz (tj. 1.10) Jan będzie miał wykonywaną scyntygrafię kości. Będzie do tego zabiegu usypiany, a badanie ma na celu wykrycie czy wokół zniszczonych kręgów Th3, 4 i 5 Jaś ma stan zapalny czy pozapalny czy coś innego, bo na rezonansie coś wyszło, ale nie wiadomo co to jest.
No.
Panie pielęgniarki w szpitalu w Olkuszu były przekochane i cieszyły się, że widzą tak dużego i względnie zdrowego Jasia. Miło było je znowu zobaczyć. Jasia przypadek jest znany chyba na cały szpital, bo nawet nieznajome pielęgniarki mówiły nam, że znają Jasia z opowieści.

Musimy się chyba pogodzić z faktem, że Jasiek może nam wykręcać takie numery, że ma prawo do różnych chorób po tym, co przeszedł. Był tak blisko śmierci. Musimy zaakceptować to, że Jaś nie jest bezproblemowym, zdrowym dzieckiem i nauczyć się żyć z ciągłym strachem o niego, nieustannym sprawdzaniem jego stanu, wyczekiwaniem niepokojących objawów, interpretowaniem każdych zmian w zachowaniu jako niebezpiecznych dla zdrowia.
Dzisiaj, gdy wracaliśmy ze szpitala, dwa razy się zatrzymywałam, żeby sprawdzić czy Jaś nie zemdlał, a on, biedaczek, po prostu próbował zasnąć.
Nie pozostaje mi nic innego, jak śpiewać do każdej nowej choroby:

"Dużo was, dużo was
do pieczenia chleba
Więc już nam, więc już nam
ciebie tu nie trzeba"

Sorry za te ckliwe zachody słońca :)

Dwa dni temu niebo było właśnie takie i mój aparacik nie mógł tego nie uwiecznić!

Ale Was nastraszyłem, co?? :D



Prehistoria

Niedawno mama Jasia zajmowała się porządkowaniem szuflady z Różnymi Różnościami. U niektórych osób podczas sprzątania rupieci, papierzysk, listów i zdjęć aktywuje się nastrój melancholijno-wspominkowy i sprzątanie zamienia się w wielką, długą, sentymentalną podróż w przeszłość. Tak było właśnie w przypadku mamy Jasia, a owocem tejże podróży jest niniejszy post.
Zobaczcie jak wyglądał Jaś (z zewnątrz i wewnątrz), zanim się urodził - niczym Jonasz w brzuchu wieloryba! Jak bardzo zmieniał się i rósł z każdym miesiącem. Z takiego okruszka przeistoczył się w ponad dziewięciokilowego chłopa!



Malutki Jaś w malutkim jeszcze brzuchu mamy.

Już wtedy miał swoje imię.

I oczywiście był bardzo kochany!

A tu ostatnie zdjęcie przed wydostaniem się z brzucha, który wcale wiele nie zdążył urosnąć.



Teraz zmieniamy perspektywę na Jasiową. Oto jak prezentował się w brzuchu:


23 marca 2011 - Jaś to ta maleńka fasolka zaznaczona dwoma gwiazdkami.

20 kwietnia 2011 - Jasiek staje się coraz bardziej człekokształtny.

20 czerwca 2011 - na pierwszym planie Jasiowe żebra i ucho.

16 lipca 2011 - Jasiowa buzia i lewa ręka z bliska.

17 sierpnia - ostatnie zdjęcie USG - Jaś wygląda na nim jakby nieźle zabalował poprzedniego wieczoru.

To jednodniowy Jaś (jak sok marchewkowy ;)).
Nie zamieszczę tu zdjęcia Jasia zaraz po urodzeniu, bo nie wygląda na nim zbyt korzystnie :)

Tonął w pieluszkach dla dwukilogramowych dzieci :)

Tutaj Jaś jest naświetlany - miał żółtaczkę fizjologiczną.

Och, tyle już za mną, a nie mam nawet roczku!


niedziela, 26 sierpnia 2012

Poliglota

Zasób słów Jasia z dnia na dzień staje się bogatszy. Co więcej, Jasiek nie ogranicza się do jednego języka, a swój język ojczysty traktuje trochę po macoszemu - po polsku mówi tylko jadę i idę. Z łatwością jednak tworzy wyrażenia, a nawet całe zdania, po angielsku (np. Daddy, I did it, didn't I?, addicted, this, that). Stara się również porozumiewać po rosyjsku, ponieważ ma na celu zaimponować cioci Ani. Na razie potrafi powiedzieć adin oraz da. Po niemiecku jak na razie umie jedynie wymówić jedno imię: Dieter. Być może wplata w swe wypowiedzi także jakieś francuskie słówka, żeby przypodobać się cioci Asi i wujkowi Romainowi, jednak matka ignorantka nie jest w stanie ich wychwycić, a już na pewno zapisać.
Oto FILMIK, który miał demonstrować znajomość języków obcych Jasia, jednak oczywiście dopadł nas syndrom "powiedz ładnie wierszyk" - gdy tylko rodzic chce się przed kimś pochwalić umiejętnościami dziecka, dziecko za chiny nie chce tych umiejętności zaprezentować. Uwaga: filmik jest niecenzuralny, padają w nim obraźliwe epitety, ale mam nadzieję, że nie naślecie na mnie policji, prokuratury, rzecznika praw dziecka i mopsu. Z więzienia trudno byłoby mi robić wpisy o Jasiu!

piątek, 24 sierpnia 2012

SoboTWÓR

Jasiek jest niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju, ale czasem można dopatrzeć się w nim cech innych stworzeń :)

Niekiedy przypomina ośmiorniczkę z Gdzie jest Nemo.

Jest ponoć trochę podobny do Titeuf.

Ma również coś z Calvina.

Czasem wygląda jak detektyw Rutkowski.

Jednak tak naprawdę jest klonem swojego taty.

A osoba trzymająca na tym zdjęciu Jasia to jedynie surogatka
(słownik poprawił to słowo na surykatka hih :))


Co by tu zjeść?

Wielu osobom zdarza się czasem, że mają ochotę coś przekąsić, ale nie wiedzą, co by to mogło być. Wałęsają się więc po domu, przeszukują szafki kuchenne, notorycznie otwierają lodówkę i zadają sobie pytanie: co by tu zjeść?. Jaś nie ma tego problemu. Jaś zjada wszystko, co wpadnie mu w ręce.



Cześć!
Przedmiot, który trzymam właśnie w dłoni, wygląda bardzo smakowicie.
Mamo,  do czego służy to coś i czy to jest do jedzenia?
Bo ja mam wielką ochotę to zjeść!
I nie ma znaczenia, że w powszechnej opinii plastik jest niejadalny! I tak to spałaszuję!
Podobnie zrobię z tą butelką!
Jednak te dzisiejsze plastiki to nie to co dawniej! Za moich czasów smakowały zupełnie inaczej!
Na szczęście zegarki teraz robią przepyszne!
Chrupiące...
i przyjemnie chłodne, co ma niebagatelne znaczenie dla moich obrzmiałych dziąseł.
Przyznaję jednak, że wciąż nie wiem, do czego, oprócz jedzenia, służą te przedmioty.
Pocieszam się myślą, że...
... dorośli też tego czasem nie wiedzą!

czwartek, 16 sierpnia 2012

Ach ten bąk!

Wiem, że to już kolejny wpis na temat bączka, jednak ta zabawka w pełni zasłużyła sobie na takie wyróżnienie. NIC innego nie wywołuje u Jasia tak intensywnych wrażeń, jak kręcący się bąk. A jak silnie (i śmiesznie) Jasiek przeżywa, gdy bączek jest puszczony w ruch, można obejrzeć TUTAJ.

środa, 15 sierpnia 2012

Małe grzeszki


Drodzy krewni i znajomi Królika!

Wielu z Was uważa mnie za porządnego chłopaka.

Myślicie, że jestem taki grzeczny i ułożony...

... jednak prawda o mnie jest zupełnie inna.

Mam na sumieniu parę grzeszków:

Zazwyczaj robię siku podczas przewijania w ciągu tych dwóch sekund, w których jestem bez pieluchy.

Raz pokazałem mamie język.

Wstyd się przyznać, ale jedną z moich stałych przywar jest fanatyczny mlekoholizm.

Jest jeszcze coś, do czego muszę się Wam przyznać...

Sprzedałem swój wizerunek.

Prawdopodobnie bardziej spostrzegawczy Czytelnicy bloga już dawno zauważyli, że...

Zostałem twarzą marki Gerber.

Porównajcie poniższe zdjęcia - to na podstawie moich rysów stworzono dzidziusia,
który znajduje się na wieczkach zupek i deserów Gerber.






To ja.


A to ja zfotoszopowany.














Tak naprawdę jednak wcale nie żałuję moich występków, sesesese!

Dzięki nim jestem przecież bardziej ludzki!