Mimo że skierowanie się nie znalazło, to na szczęście Pani docent już przyszła do szpitala i wypisała nam nowe skierowanie. Zdążyliśmy w ostatniej chwili. Anestezjolodzy byli bardzo mili, zaprosili nas do pokoju z tą kosmiczną maszyną i gdy już wstrzykiwali Jasiowi kontrast i środek usypiający, okzało się, że wenflon nie działa! Już chcieli nas odsyłać, ale pielęgniarka zmieniła strzykawkę na mniejszą i udało się. Oczywiście zdążyli mnie nastraszyć, że jeżeli kontrast wejdzie poza żyłę, to będzie bardzo niedobrze.
Jasiek chwilę pomarudził, lecz szybko zaczął narzekać coraz ciszej i ciszej, aż w końcu odpłynął w rajską dziedzinę ułudy, zapakowali go w kosmodromie do rakiety i wio! Odgłosy pracującego rezonansu są dość przerażające: są to różne, rytmiczne dźwięki, włączające się naprzemiennie, a każdy z nich brzmi jak alarm ostrzegający przed rychłym wybuchem maszyny.
Badanie trwało jakieś 30 minut, a gdy się skończyło, zaczął się koncert! Jaś wrzeszczał z całych sił; było mu pewnie niedobrze po środku usypiającym, a dodatkowo nie jadł już od ośmiu godzin. Niestety w pośpiechu nie zabrałam mu smoczka, więc nie dało się go niczym oszukać, a jeść mógł dopiero za półtorej godziny. Lekarze i pacjenci mieli wyraźnie dość Jasiowych krzyków, jednak byli na nie skazani, bo nie mogliśmy sami pójść na oddział, musieliśmy czekać na pielęgniarkę, która nie nadchodziła mimo kilku popędzających ją telefonów.
W końcu przyszła po 45 minutach. W rezonansie nas na pewno zdążyli znienawidzić, mnie popłynęły z tej bezsilności łzy z oczu. Pielęgniarka zapytała mnie: "a mama dlaczego płacze?" Odpowiedziałam jej, że bardzo długo trzeba było na nią czekać, więc ona zaczęła mi opowiadać dlaczego to tak długo trwało. Potem zapytałam jeszcze o co chodziło z tym tajemniczym zniknięciem skierowania, cały czas podkreślając, że wiem, że to nie jest jej wina itd. Rozmowa nam upływała w miłej atmosferze, dlatego wspomniałam, że jej koleżanki często przekręcają nasze nazwisko, co wydaje mi się bardzo dziwne, bo przecież pochodzi od rzeczownika pospolitego. Jaś figurował już na oddziale jako: Jan Kulczyński, Jan Kulczewski, Jan Kluczyński, Jan Kluczkowski, a w dniu rezonansu nawet jako Jan Klucznik! Szkoda, że nie Gerwazy. Ja cały czas musiałam pilnować, żeby dobrze wpisywały to nazwisko, bo potem mogłyby wyniknąć problemy z odebraniem badań itd.
Gdy doszłyśmy na oddział, Jaś już spał. Po ponad godzinie obudził się i zjadł prawie 300 ml mleka. Kiedy szłam umyć butelkę zaczepiła mnie siostra oddziałowa z pretensjami dlaczego wyładowuję się na pielęgniarce. Na nic nie zdały się moje tłumaczenia, dla nich byłam agresywną furiatką, która się wyżywa na ludziach. So sweet. Zszokowana nagłym atakiem przedstawiłam swoją wersję wydarzeń, ale oczywiście niczego to nie zmieniło.
Na pocieszenie dostałam cztery wspaniałe informacje, które składają się na jedno tytułowe hurra:
1. Jaś ma dobre wyniki morfologii
2. Odstawiają Jasiowi antybiotyk i inne leki
3. Szpital otrzymał pełne wyniki badań DNA z Francji (dwa miesiące po tym, jak dostała je Asia) i Jaś nie ma żadnego defektu
4. Już nie musimy przychodzić na comiesięczne kontrole na oddział! Wyrzucili nas stamtąd, co za szczęście!!!
Drugie hurra z tytułu to wiadomość, że w Jaśkowej głowie jest poukładane jak należy, rezonans wyszedł prawidłowo!!! Wheeeee!
Nasz Jaś jest zdrowy, healthy, gesund (dla Ani po rusku: my som zdrowe ;)).
Pozostało nam jeszcze parę mniejszych problemów zdrowotnych do rozwiązania. Jeśli nie macie dużej styczności ze starszymi paniami koczującymi w kolejkach do lekarzy i brakuje Wam opowieści o tym, co gdzie boli i jak to się leczy, to zapraszam na kolejne newsy z życia Jasia - nie zabraknie informacji na temat różnych ciekawych dolegliwości. Co prawda nie będą już tak spektakularne (daj Bóg), ale myślę, że dla prawdziwych i wiernych fanów Janka Franka (a wiemy o kilku) nie stanowi to przeszkody i będą nas odwiedzać żądni kolejnych wieści.
...
Myśleliście, że zapomniałam o zdjęciach? Nic z tych rzeczy. Spodziewajcie się wkrótce całej sterty sfotczonego Jaśkowego oblicza!